Karny Jeż: Dzień dobry Panie Doktorze! Dziękuję, że zgodził się Pan na spotkanie z Karnym Jeżem!
Dr Paweł Czarnecki: Również dziękuję i witam w Krakowie, dobrze, że pan przyjechał. Nie ukrywam, że od jakiegoś czasu zastanawiałem się, kto kryje się pod postacią Karnego Jeża, ale proszę się nie obawiać – nie wyjawię Pana tożsamości – obawiam się umownej odpowiedzialności finansowej.
Poczucie humoru
Panie Doktorze, nie sposób nie zacząć od klasycznego pytania do doktora nauk – czy często się Pan uśmiecha?
[śmiech] Uwielbiam ten filmik, jest to jeden z moich ulubionych filmików. Ale zawszę boję się go cytować, bo ktoś pomyśli, że jestem nadętym bucem. Nie pamiętam, ile razy go oglądałem. Ja się uśmiecham często. Uśmiecham się często na zajęciach. Staram się być w tym naturalny, bo wiem, że jeżeli ktoś na siłę się uśmiecha lub na siłę opowiada nieśmieszne żarty, to po pierwsze wychodzi sztucznie, po drugie, zażenowani są studenci – bo muszą się śmiać z nieśmiesznego żartu. Wypada bowiem się śmiać z żartu kogoś, kto prowadzi z nimi zajęcia. Sam to przerabiałem jak musiałem się śmiać z żartów swoich dawnych profesorów. Wydaje mi się, że śmiech to jest podstawa, także w sferze prawa karnego, które operuje mocną sankcją. Wydaje mi się również, że potrzeba trochę więcej śmiechu w nauce, trochę więcej śmiechu na co dzień, także w kontaktach ze studentami. Nie można życia brać za poważnie, nawet jak ktoś jest słynnym doktorem nauk.
Kontynuując, z czego się Pan śmieje najczęściej?
To jest pytanie, które zadaje się najczęściej do kabareciarzy. Śmieję się przede wszystkim z ludzkiej głupoty, to jest mój ulubiony powód do śmiechu. Natomiast najbardziej śmieję się z zadufania ludzi, np. gdy ktoś już na studiach, na pierwszym lub drugim roku (nie mam dużo zajęć na tych latach, ale mam styczność z takimi studentami) uważa, że zjadł wszystkie rozumy świata, może być prawnikiem, który udziela odpowiedzi na każde pytanie, udziela tej odpowiedzi ad hoc, nie musi się zastanawiać, zna wszystkie koncepcje. Ostatnio bardzo śmieję się na konferencjach, kiedy student II-III roku, w sposób bardzo kategoryczny kwestionuje zdanie uznanego autorytetu, mówi „nie zgadzam się”, „należy kwestionować” i nie podaje własnej argumentacji – zawsze wtedy uśmiecham się w duchu. Nie oznacza to oczywiście, że nie namawiam do polemiki z uznanymi poglądami i autorytetami, gdyż oczywiście na tym polega rozwój nauki. Podsumowując, wydaje mi się, że ważne są dla mnie dwa aspekty: ludzka głupota i zadufanie lub nawet pycha tych niedorosłych jeszcze badaczy, którym przydałoby się więcej pokory. Można się bowiem śmiać, także pokornie.
Zdarzyło się Panu usłyszeć coś tak śmiesznego – na ćwiczeniach, wykładzie, konferencji, że Pan nie wytrzymał i roześmiał się na głos?
Nie przypominam sobie, żeby coś takiego zdarzyło się na konferencji, zawsze staram się powstrzymywać. Konferencja jest takim miejscem świętym, taką sferą sacrum – żart oczywiście. Natomiast co do zajęć, to zdarza mi się oczywiście wybuchnąć śmiechem, najczęściej jak student w dziwny sposób skomentuje jakąś tezę albo np. pisze kolokwium i używa bardzo dziwnego zwrotu. Nie chodzi o taki humor z podręczników szkolnych. Czasami zdarza mi się śmiać jak ktoś ma dziwne skojarzenia z niektórymi zwrotami z KPKu, takie jak „dochodzenie” – jak się mówi o dochodzeniu, to część studentów ma dziwne skojarzenia z tą formą postępowania przygotowawczego. Podobnie jak na innych przedmiotach, np. na gdy prawie administracyjnym mowa o stosunku administracyjnym, to od razu kilka osób postanawia się roześmiać.
A Pan, miał jakąś wpadkę?
Miałem. Podam przykład. Podczas gdy studenci pisali kolokwium, żona przesłała mi maila i poprosiła abym szybko jej odpisał, bo potrzebuje kupić plecak. Ja miałem w tym czasie włączony laptop i nie wiedziałem, że także oferta wyświetla się na rzutniku, co mogli widzieć studenci. Najczęstszą reakcją na wpadkę jest roześmianie się – śmiech na śmiech albo trzeba zwyczajnie przeprosić. Czasami zdarza się, że człowiek jest upaćkany jakimś markerem. W sytuacji dydaktycznej może być to powód do śmiechu. Albo jak się ma coś przyklejone, albo jest się umazanym – np. wadowicką kremówką, student ma dylemat czy zwrócić uwagę czy nie.
A jakiś tekst, po którym Pan zaniemówił z wrażenia?
Zdradzę Ci Karny Jeżu tekst, który jeśli słyszę na zajęciach lub czytam w mailu to umieram ze śmiechu. Pada on przynajmniej kilka razy w ciągu roku akademickiego, gdy studenci pytają o ostatnie rady przed egzaminem. Brzmi on tak: Panie Doktorze, czy można zdać egzamin z KPKu ucząc się absolutnego zera przez 3 dni? Wiesz co odpowiadam lub odpisuję studentowi z pełną powagą na twarzy. „Oczywiście, że można zdać”. Radość na twarzy studenta gdy słyszy odpowiedź zapewne bezcenna. I plus 4 do charyzmy i dobrego nastroju.
Czy naukowcy mają poczucie humoru?
Znam kilku naukowców, którzy mają poczucie humoru i co więcej, to poczucie humoru dostosowane jest do ich osobowości, do sposobu przekazywania treści. Natomiast znam takich naukowców w stylu Karola Strasburgera. Oczywiście uwielbiam tego aktora, ale poczucie humoru i dowcipy jakie opowiada są sztuczne, nadęte i nie pasują. Najgorsza opcja jest taka, gdy ktoś na siłę próbuje być śmieszny i przywdziać szatę śmieszności, próbuje być super-zabawny i często śmieje się ze swoich własnych dowcipów. Natomiast oczywiście, istnieje taki topos profesora, który jest poważny i nie powinien się śmiać. Jednak znam profesorów, którzy mają uznaną renomę (także na gruncie prawa karnego) i są śmieszkami, którzy rzeczywiście potrafią rozbawić salę – ciętym komentarzem, albo takim, który podkreśla, że potrafią wybrnąć z ciekawej sytuacji, np. kiedy komuś obierze głos lub ktoś przedłuży czas – mają humor sytuacyjny. Takie osoby są także wśród krakowskich karnistów, którym nie można odmówić poczucia humoru.
Nauka
Przechodzimy płynnie do drugiej części naszej rozmowy – do nauki. Dlaczego KPK?
Nauka brzmi poważnie, należy ją oddzielić od dydaktyki. Nauka to poszukiwanie wiedzy, poszukiwanie czegoś nowego. Natomiast dydaktyką jest przekazywanie wiedzy, która jest zastana, chociaż niepozbawiania dozy oryginalności. Trzeba tę wiedzę opakować w formę, która będzie przyjazna dla użytkownika. Wiem, że posługuję się językiem social mediów, traktując dydaktykę trochę jak produkt, ale tak pewnie trzeba – żeby znaleźć zainteresowanie drugiej strony – słuchacza, studenta – do którego ta wiedza jest przekazywana. Natomiast odnosząc się do pytania, dlaczego KPK. To w moim przypadku był to zupełny przypadek. Prof. Piotr Hofmański zaproponował mi rozważenie przystąpienia do rekrutacji na studia doktoranckie na jednym z ostatnich seminariów. Na pewno nie byłem typem naukowca, takim jak teraz się obserwuje już na drugim roku studiów magisterskich, kiedy studenci mają dwa razy więcej publikacji niż ja miałem na pierwszym roku studiów doktoranckich. Jak powiedziałem, u mnie był to przypadek, aczkolwiek przyznam się szczerze, jeszcze na studiach rozważałem akces do Katedry Prawa Karnego. Z przyczyn osobistych zdecydowałem jednak, że nie będę na seminarium prowadzonym przez prof. Zolla, postanowiłem zmienić seminarium i na IV roku zdecydowałem się rozpocząć je u prof. Hofmańskiego. Na proseminarium chodziłem do prof. Raglewskiego. Plan więc był taki, że idziemy w prawo karne materialne, ale jak to z planami często bywa – niewiele z nich wychodzi i skończyłem w KPKu.
Czy czuję się Pan częścią Krakowskiej Szkoły Prawa Karnego?
[śmiech] Oczywiście poglądy są mi znane. I to nie dlatego, że jako student musiałem się ich nauczyć. Dla mnie te poglądy są przekonujące. A odpowiadając na pytanie – nie czuję się członkiem tej szkoły, gdyż jej nie współtworzę w sposób aktywny. Na pewno ją tworzę w sposób pasywny – staram się te poglądy upowszechniać, także na zajęciach z KPKu. Trzeba bowiem pamiętać, że proces służy do realizacji prawa karnego materialnego – a w jakim wydaniu? – wiadomo, szkoły krakowskiej. Przeglądając karnego jeża mogę powiedzieć, że tam poglądy krakowskiej również są bardzo bliskie i dzięki temu są dalej upowszechnianie. One są spójne, logiczne, racjonalne, wpisywane w aksjologię praw człowieka. Znam więc poglądy krakowskiej szkoły, są mi bliskie, natomiast nie ośmieliłbym się powiedzieć, że ją tworzę – musiałbym się jeszcze wiele nauczyć.
Mały test – czy istnieją kontratypy pozaustawowe?
[śmiech] Oczywiście, że nie. Nie ma kontratypów pozaustawowych.
Osobiste pytania
A teraz z innej beczki. Podobno jest Pan robotem i chciałbym to zweryfikować. Może Pan powiedzieć, ile książek przeczytał Pan w tamtym roku?
Czy jestem robotem? [Śmiech] Jeżeli przez robota rozumiemy osobę, która mało śpi, działa bardzo szybko, działa mechanicznie, według algorytmu, to powiedziałbym, że tak. Często wykonuję czynności machinalnie, nie zastanawiając się kompletnie co w tym momencie robię. Co do książek, to lubię czytać książki i czytam sporo odkąd znajomy namówił mnie, żebym sobie kupił czytnik e-booków. Książki mogę czytać w każdym możliwym miejscu – w tramwaju, na spacerze, w windzie, czekając na tramwaj. Pamiętam, że było ich ponad 300 w 2016 roku, w 2017 r. było ich ok 250, w tym roku muszę trochę zwolnić.
Wcześniej podobno czytał Pan książki w księgarni. Jak szybko potrafił Pan przeczytać książkę stojąc w Empiku?
Ja zrobiłem sobie dawno temu – jeszcze w liceum – kurs szybkiego czytania. Nie był to zorganizowany kurs – po prostu przerobiłem książkę. Mierzyło się na początku tempo czytania i tempo rozumienia tekstu i powtarzało się to po przerobieniu całego kursu. Standardowo człowiek może 4-5 krotnie zwiększyć tempo czytania. Oczywiście wszystko zależy też od rodzaju książki, którą czytamy. Nie wyobrażam sobie szybko czytać biblii, jaką jest „Polskie prawo karne” prof. Zolla i prof. Wróbla – tego się nie da zrobić, trzeba się zastanowić, a poza tym trzeba się tym także pocieszyć. Natomiast wracając do odpowiedzi na pytanie, to wydaje mi się, że bez problemu książkę 300-stronicową dawniej byłem w stanie spokojnie ogarnąć w godzinę. Dziś pewnie godzinę i 10 minut – troszkę mi spadła ta szybkość czytania. Ale to się tyczy beletrystyki, takiej która jest dobrze napisana, jest dużo dialogów czy opisów przyrody – wtedy jestem w stanie ją szybko przeczytać i dużo zapamiętać.
A jeszcze z dawniejszych czasów, podobno pisał Pan część doktoratu smsami, czy to prawda?
Tak to prawda. Rzeczywiście ok 60 tys. znaków napisałem w formie smsów. Pisałem je w drodze do domu – jeszcze mieszkałem poza Krakowem. Gotowe zdania zapisywałem w formie smsów, przychodziłem do domu i podłączałem telefon do komputera, kopiowałem do pliku i nadawałem im odpowiednią formę.
Jak długo Pan sypia? Podobno był okres, że nie wychodził Pan w ogóle z uczelni na noc, czy to prawda?
Tak to prawda, nie powiem, gdzie to było, ale zdarzało się. Szczególnie w okresach realizacji projektów lub studiów podyplomowych, Kiedyś spałem rzeczywiście mało. Teraz już więcej, ok. 4-5 godzin to jest maks. Ale np. w ostatnim tygodniu nie wiem czy przespałem w sumie nawet 10 godzin, więc potwierdzałoby to pana tezę, że jestem robotem. Nie jest to jednak droga do sukcesu, bo jednak organizm tego na dłuższą metę nie wytrzymuje.
Dziękuję bardzo za rozmowę….
Jeszcze dowcip! Chciałem jeszcze na koniec dowcip powiedzieć. Tylko proszę się śmiać. Prowadziłem przedmiot dla doktorantów, mówiliśmy o sposobie prowadzenia zajęć i relacjach między studentami. Powiedziałem im, że czasem warto zilustrować pewną tezę dowcipem, który ma związek z tym co mówimy i opowiedziałem im o moim ostatnim przypadku z zastępstwa na wykładzie z KPK. Na wykładzie omawialiśmy problem domniemania niewinności, problem dowodów poszlakowych i problem alibi. I wtedy mi się przypomniał taki dowcip o alibi, który pozwolę sobie opowiedzieć. Historia jest banalna. Wraca kobieta po dużej imprezie, nie spędziła nocy w domu. Następnego dnia mąż pyta „gdzie byłaś?”, na co kobieta odpowiada „spałam u swojej najlepszej koleżanki”. Mąż postanowił sprawdzić jej alibi – zadzwonił do 10 najlepszych koleżanek, żadna nie potwierdziła alibi. Historia analogiczna. Tym razem mąż nie wraca na noc do domu, rankiem żona pyta „gdzie byłeś kochanie?”, na co on mówi, że spał u swojego najlepszego kolegi. Kobieta zadzwoniła do jego 10 najlepszych kolegów i co się okazało? 8 z nich potwierdziło, że u nich spał, a dwóch powiedziało „Jak to był? Jak to był? On tu dalej jest!”.
[wymuszony kurtuazyjny śmiech]
Dziękuję za rozmowę. Miło było Pana poznać osobiście!
Ja również dziękuję. Do widzenia.
* dr Paweł Czarnecki pracuje w Katedrze Postępowania Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest uznamym dydaktykiem i naukowcem, autorem wielu prac z zakresu postepowania karnego.